3. NA WOŁYNIU (fragment książki „POROZRZUCANI. Losy Polaków na przykładzie rodziny Zimnych. Od Galicji do Wołynia")

 

...Od lutego 1943 r. zaczęły się masowe mordy rodzin polskich przez UPA. Takie tragiczne zdarzenie miało miejsce 26 stycznia 1943 r. po południu około godziny 15.00, kiedy to Ukraińcy wtargnęli do domu Podhorodeckich i tam wszystkich siekierami wymordowali: Adolfa i jego żonę Janinę, dwie córki Wandę i Teresę, syna Zbigniewa i wychowanka. Zbigniew w tym czasie bawił się na podwórzu Zająców. Jak usłyszał krzyki przybiegł do domu i schował się pod łóżko. Ukraińcy wyciągnęli go stamtąd i obcięli mu część głowy razem z włosami, a najmłodszą córkę przybili bagnetem do ściany. To było straszne, zwłaszcza, że Ukraińcy przychodzili mordować dopiero pod wieczór – przeważnie wkraczali wieczorem około godz. 19.00. W dniu poprzedzającym dzień Matki Boskiej Gromnicznej (1 II) pięć trumien (matka leżała razem z córką w nogach) wieziono traktem piaszczystym obok młyna, placu targowego do Kazimierki. Cała rodzina została pochowana na katolickim cmentarzu w Kazimierce przy kościele od strony rzeczki. W późniejszym okresie zmarłych chowano w Małyńsku na wyznaczonej działce.

W Wielki Czwartek 1943 r. Niemcy całkowicie spalili Kazimierkę wraz z cerkwią, w której podobno był ukraiński magazyn broni, mordując całą ludność ukraińską. Polski kościół wraz z trzema polskimi domami (tylko tyle ich było) ocalał, jednak następnego dnia upowcy zburzyli kościół za pomocą materiałów wybuchowych. Przed zniszczeniem Kazimierki ukraińscy kazimierczanie odprowadzili nocą księdza Józefa Sczastnego do Kostopola (?). Był on ostatnim proboszczem parafii Kazimierka, przed nim był ks. B. Burzmiński. Przed spaleniem Kazimierki nieliczni Polacy opuścili ją, przenosząc się na stację Małyńsk i do Karaczuna, zaś ksiądz proboszcz Józef Sczastny potajemnie wywiózł dzwony i kopię cudownego obrazu z przykościelnej kapliczki do polskiego Karaczuna. Tam u rodziny Rudnickich przy tym obrazie odbywały się msze. Oryginalny obraz MB Kazimierzeckiej z 1600 r. został wywieziony po wymordowaniu całej ludności Kazimierki przez Niemców do Kostopola przez ks. J. Sczastnego (?). Według innych obraz ten znajdował się u popa w Stepaniu (?). Dzwony ukryto w Karaczunie, zakopując je głęboko w ziemi. Miejsce ich zakopania stanowi tajemnicę, którą do dziś żyjący mieszkańcy parafii ukrywają przed Ukraińcami. Zamilkły kazimierzeckie dzwony, które zapraszały mieszkańców okolicznych wsi do kościoła. Ich wspaniały dźwięk został pogrzebany – czy na zawsze? Może kiedyś ktoś obudzi je ze snu i znów będą przypominać o tamtych tragicznych czasach...