W przewodniku znajdziemy opisy 9 wycieczek zaczynających się w różnych punktach Wrocławia i 18 tras w okolicach miasta, gdzie do miejsca startu trzeba dotrzeć pociągiem. Opisy uzupełnione są kilkunastoma, średniej jakości, czarno-białymi fotografiami zabytków mijanych na trasach, wyciągiem z prawa przewozowego i taryf PKP (te szybko stały się nieaktualne) i czarno-białą wklejką z czymś, co przypomina mapę.
Trasy są krótkie, od 20 do 40 km, i w większości przebiegają mniej ruchliwymi drogami asfaltowymi, z rzadka zbaczając na drogi gruntowe, a jeśli już, to wzdłuż znakowanych szlaków pieszych. Podobnie jak w przewodniku Marka Potockiego nie są zamknietymi pętlami, co zmusza turystę do korzystania z usług PKP.
Po wydaniu w 1997 roku krótkiego, informatora broszurkowego, ten miał być już przewodnikiem z prawdziwego zdarzenia. Niestety książka zawiodła moje oczekiwania. Tytuł jest chybiony - powinien raczej brzmieć: Słownik geografii turystycznej okolic Wrocławia lub podobnie. Ze 121 stron opisy tras mieszczą się na 21; reszta to słowniczek geograficzny z krótką charakterystyką jednostek fizjograficznych okolic Wrocławia (przydatny) i spis miejscowości mijanych na trasach, nie wykraczający jednak poza informacje z innych przewodników. Choć części słownikowej poświęcono gros miejsca to i tu nie znajdziemy choćby skromnego wstępu z ogólną charakterystyką regionu i jego atrakcyjności dla turysty kolarza. W części przewodnikowej nazwy miejscowości są wytłuszczone, co jak się można domyslać oznacza, że informacje o nich umieszczono w słowniku. We wstępie jednak o tym ani słowa, jest za to cała strona z indeksem skrótów, gdzie obok rzeczywiscie mało znanych np. WOAK, czytelnik uczy się takich jak: km, p.n.e., n.p.m., itp. Słownik może działać tylko w jedną stronę - przy nazwach miejscowości nie jest podane, na których wycieczkach je mijamy, bądź przejeżdżamy w pobliżu.
Opisy wycieczek są bardzo enigmatyczne i niewiele wykraczają poza wymienienie kolejno mijanych miejscowości. Z tekstu często trudno się zorientować po jakiej nawierzchni się poruszamy i czy jedziemy w górę, w dół czy po płaskim (rzeczy dla kolarza bardzo istotne). Fakt, że cały region jest nizinny o niczym nie świadczy. Mamy tu przecież szereg wzgórz, z Masywem Ślęży na czele, wymienionych zresztą w słowniczku, gdzie wyniesienia względne są na tyle duże, iż mogą sprawić niemało kłopotu mniej zaprawionym cyklistom. Szczytowym przykładem takiej beztroski Autora jest opis wycieczki z Łagiewnik do Sobótki przez Radunię (Okolice Wrocławia, trasa II, s. 14). Czytamy tam: Po jej (Przeł. Słupickiej, przyp. mój) osiągnięciu skręcamy na zach. i razem z niebieskim szlakiem turystycznym osiągamy szczyt Raduni (517 m n.p.m.). Ani słowa o tym, ze podjazd, na dodatek gruntową dróżką, jest długi i stromy i dadzą mu radę tylko silni rowerzyści. Będzie się miał z pyszna turysta, który uwierzy autorowi i wybierze się tam rowerem objuczonym sakwami. W głowę też zachodzę jak Autor przejechał (i zjechał w kierunku przeł. Tapadła) ostatni, podszczytowy odcinek.
Z uporem godnym lepszej sprawy Autor wskazuje kierunek jazdy wg stron swiata, tak jakby wycieczki przebiegały po niezmierzonych przestrzeniach Kazachstanu. Czytamy np.:Przez miasto jedziemy na wsch., ul. Dworcową, następnie skręcamy na płn. w ul. Kościuszki, na skrzyżowaniu z ul. Piłsudskiego skręcamy na zach. ... itd., itd. (Okolice Wrocławia, trasa XIV, str. 24, opis wyjazdu z Obornik Śl.). Czy Autorowi nieznane są potoczne zwroty w lewo, w prawo? Dalej, w tym samym opisie, jest jeszcze wiele skrętów, ale już nie sposób zorientować się, czy zmieniamy kierunek na skrzyżowaniach dróg, czy też podążamy zgodnie z przebiegiem szosy. To tylko przykład. Podobnej krytyce można poddać większość opisów. W tej sytuacji liczne nieporadności językowe (Teren proponowanej trasy prowadzi...) są niewarte wspomnienia.
Osobną sprawą jest załączona do książki mapka. W stopce redakcyjnej nie ma śladu informacji nt. praw autorskich (w 1998 roku nie może to być dla Wydawnictwa powodem do dumy), a sam plan sprawia wrażenie kiepskiego skanu (prawdopodobnie mapy Okolice Wrocławia, PPWK) z nieudolnie wprowadzonymi poprawkami i przeróbkami. Zaznaczono tam trasy wycieczek, ale nawet nie oznakowano ich numerami, pod którymi występują w tekście. Zresztą nie na wiele by się to przydało, bo całość wygląda jak zrobiona na zepsutej kserokopiarce. Do tego nie ma podziałki. W nocie od wydawcy słusznie więc napisano, że pomocna (winno być niezbędna) będzie mapa Okolice Wrocławia 1:100000, PPWK.
Czy warto więc w ogóle kupować tę pozycję? Do niedawna (maj 2000) nie było dla niej alternatywy (informator Marka Potockiego, choć o niebo lepszy jest też znacznie krótszy). Teraz, po ukazaniu się Atlasu rowerowego, książka może być traktowana jako uzupełniający opis zabytków i historii regionu objętego przewodnikami.
Powrót do czytadeł